19870963_s

Czym jest Remont Małżeński?

Może zaczniemy więc od początku, czyli od definicji słowa „remont”. Definicja nie będzie oryginalna, gdyż pochodzi z serwisu Wikipedia:

Remont – to przywrócenie wartości użytkowej (funkcjonalności, sprawności techniczno-ekonomicznej) obiektu (maszyny, urządzenia, budynku). Należy odróżnić remont i naprawę (remont nieplanowy), która również polega na przywróceniu wartości użytkowej aleobiektu uszkodzonego. Racjonalna gospodarka remontowa ma za zadanie nie dopuszczać do uszkodzenia obiektu poprzez stosowanie systemu remontów planowo-zapobiegawczych.”

I zasadniczo można by na tej definicji zakończyć dalsze rozważania. Jest ona bowiem bardzo celna. Pozwolę sobie jednak na parę zdań komentarza.

Gdy próbuję wraz z moją małżonką kogoś zaprosić na Remont to pierwsze słowa, które słyszymy brzmią mniej więcej tak: „Ale u nas jest wszystko O.K”. I o to chodzi. Zgodnie z przytoczoną definicją: remont to nie naprawa. Remont służy jedynie temu by przez „racjonalną gospodarkę remontową nie dopuścić do uszkodzenia obiektu”. Dlatego jeśli w małżeństwie jest „wszystko O.K” to właśnie Remont jest miejscem, które pozwoli na to by tak dalej było. Myślę, że tak „nerwowe” podejście do tego słowa wynika trochę z pewnego negatywnego skojarzenia, które jako obraz remontu domu, mieszkania czy samochodu pojawia się w naszych głowach. Jest to zrozumiałe, każdy remont wymaga zaangażowania sił fizycznych (zwłaszcza jeśli jest wykonywany samodzielnie) jak i często też znacznych nakładów finansowych. Chciałbym jednak nadać naszym skojarzeniom troszkę bardziej radosny odcień.

Choć może to nieładnie ale muszę podzielić nas na trzy kategorie wiekowe. Pierwsza to młodzi zaraz po ślubie. Zakochani w sobie po uszy, Ci którzy poza sobą nie widzą świata. Drudzy to ci ze średnim stażem. Niekiedy już po „przejściach” ale we względnej stabilności. No i najstarsza grupa, która często powtarza, że „starych drzew się nie przesadza”. Chciałbym podzielić się z wami trzema obrazami, które przychodzą mi do głowy, gdy myślę o tych trzech kategoriach wiekowych.

Młodzi i/lub ciągle zakochani.

Gdy sprowadzamy się do nowego domu to wydaje się nam, że wszystko jest idealnie: pięknie,  czysto, po prostu cud, miód i malina. Myślałem tak samo gdy wyremontowano budynek, w którym pracuję – remont kapitalny. Wszystko nowiutkie i czyściutkie. Sale przestronne z nowymi meblami i sprzętem. I takie zachwyty trwały przez pierwszy miesiąc. Później okazało się, że tej szafy, która stała w tym miejscu prze ostatnie 30 lat już nie postawię, bo akurat jest tam nowa umywalka. Gniazdo trójfazowe też trzeba zaślepić, bo ktoś umieścił je tuż nad zlewem, obok kranu. Dlatego znowu musiałem dokonać kilku nowych adaptacji, które poprawiły mój komfort pracy. W nowym domu myślę, że jest podobnie (niestety mogę się w tej kwestii jedynie domyślać). Choćby nie wiem jak wszystko było w nim zaplanowane przed budową, to po wprowadzeniu i tak się okaże, że ten kontakt w kuchni to trzeba przesunąć o dwadzieścia centymetrów w prawo. Drobny remont może się okazać podniesieniem funkcjonalności kuchni o kilkanaście procent. Oczywiście mogłoby zostać po staremu ale … to przecież kilkanaście procent.

Dla tych, którym wydaje się, że jest stabilnie.

Do niedawna miałem fajny samochód. Co prawda miał swoje lata, ale bardzo go lubiłem. Mieliśmy go ponad 7 lat, na nasze potrzeby był super. Jak coś jednak jeździ już 15 lat to nie ma bata, rdza czasu na pewno go musi podgryźć. Ja do samochodów niestety mam dość „frywolny stosunek”. Na samochodach się nie znam, tym bardziej na ich naprawach. Wychodziłem z założenia, że jeśli jeździ to nie będę mu „przypominał”, że ma te swoje lata – może i on nie zauważy. Niestety zauważył i już nie jeździ. Myślę, że w naszych małżeństwach (przynajmniej ja tak mam) są sprawy, których wydaje się nam, że lepiej nie ruszać. O rdzy podwozia mojego samochodu też tak myślałem.

Dla tych zaawansowanych wiekiem.

„Starych drzew się nie przesadza” – prawda, ale … . Jak przez całe życie ktoś mieszkał w domu z piękną sypialnią na piętrze, to przychodzi taki czas, że każde „wgramolenie się” na to piętro zaczyna przychodzić z wielkim trudem. Może jest więc to chwila, w której znowu trzeba coś zmienić. Może czas przeprowadzić się na parter, może trzeba zamontować schodołaz, a może trzeba poprosić kogoś bliskiego o pomoc. Czasami mam wrażenie, że przyjąć pomoc jest znacznie trudniej niż ją dać. Pewnie dlatego, że wiąże się to z przyznaniem, że już czegoś nie potrafię.

I na koniec do wszystkich

Bardzo lubię chodzić w odwiedziny do znajomych. Oczywiście powodów jest kilka, ale jednym z nich jest to, że „podglądamy” ich wystrój i rozwiązania techniczne w mieszkaniu. Czy to wystrój, czy wyposażenie, czy wreszcie „metody” na dzieciaki. Dlatego myślę że warto przyjść na remont by podzielić się swoim doświadczeniem, a także „podpatrzeć” innych jak przeżywają swoje małżeństwo i rodzinę.

I już na koniec trochę bardziej poważnie. Patrząc na swoje „bycie we dwoje” przez ostatnie 14 lat, widzę, że aby dobrze „przeżyć” w miłości i jedności siebie nawzajem, konieczne jest ciągłe i nieustanne dbanie o siebie. By tak było trzeba ciągle czerpać skądś energię. Tym czymś  jest dla mnie Remont. Miejsce gdzie uczę się KOCHAĆ od Tego, który KOCHA najdoskonalej.

Grzegorz

13502412_s

Remont Małżeński – fantastyczna nazwa!

Ale jeszcze piękniejsze było to, co tam usłyszeliśmy z ust pana Mieczysława. W rekolekcjach uczestniczyliśmy przez dwa dni. Mimo tego,że jesteśmy małżeństwem od 2,5 roku dobrze było sobie pewne prawdy na nowo odświeżyć i uporządkować.

Wspaniały śpiew, że aż dech zapierało w piersiach. Nam na codzień brakuje takich spotkań, gdzie możemy pośpiewać całym sercem, posłuchać mądrych ludzi i zatopić się w modlitwie na dłuższą chwilę. A rekolekcje były właśnie takim czasem odpoczynku od codzienności za co Panu Bogu i Organizatorom serdecznie dziękujemy!

A nasz roczny synek zakochał się w piosence „Miłość, która jest w Was, niech idzie na cały świat…” Przed snem często jej słucha z naszych ust:) Pozdrawiamy i życzymy wiele Miłości w Nowym Roku!

Gosia i Tomek

18493048_s.

Myślę o remoncie i myślę i wymyślam, po co tam w ogóle iść… Pulikowskiego można poczytać, książek całe mnóstwo, pomodlić też się w sumie umiem… Właściwie nic nowego… No to po co?

Myślę… i wymyśliłam – chodzi o spotkanie w odpowiedniej atmosferze.

Czas na adorację, wykrojony z tego brzęczącego ula, jakim jest każdy nasz dzień – to jest skarb, dla którego warto się postarać… No i śpiew na który się już cieszę – Pan Bóg miał dobry humor jak wymyślił muzykę… I czas na myślenie – ktoś coś powie i to słowo będzie miało czas, żeby poobijać się trochę w sercu, pozostawić jakiś ślad – zmienić coś w życiu. Pretekst do rozmowy z  Najdroższym – pretekstów nigdy za wiele

A ja lubię siedzieć i myśleć. Lubię adorację i długie nocne małżonków rozmowy… No i bardzo lubię śpiewać :]

Ania

23376262_s

Remont Małżeński 2009 to było jak odkrycie nowego lądu, wyprawa w nieznane.

Rekolekcje?? Ale jakieś inne? Piękna modlitwa i Eucharystia, ale przede wszystkim głęboka nauka i mądrość dotycząca małżeństwa, a z niej wypływająca recepta i propozycje dla każdego na każdy dzień: wspólna kołdra, herbata razem, słowa uznania dla męża, zachwyt nad pięknem żony… Niby oczywiste, ale wielu ludzi po tej „nauce” wychodziło i mówiło – tak nigdy nigdzie nie uczyliśmy się jak można „żyć w małżeństwie” lepiej, piękniej, trwalej…

Co przyniesie kolejny Remont Małżeński?

Znowu niewiadoma? Ale tym razem inna – nie co do owoców, te będą na pewno; nie co do mówcy – pan Pulikowski jest przecież fachowcem pierwszej klasy; nie co do frekwencji – będzie nas wielu. Niewiadomym jest jak zmienione zostanie nasze postrzeganie świata, jak zmieni się moje małżeństwo, jak będę patrzył na wychowanie i prowadzenie w wierze moich dzieci? W gruncie rzeczy to ciekawe uczucie. Uczucie czekania i przygotowywania się do pozytywnej zmiany.

Monika i Leszek